Zbigniew Nienacki był autorem serii powieści dla młodzieży o przygodach Pana Samochodzika. To właśnie ona przyniosła mu ogromną sławę. Z kolei opinię pisarza kontrowersyjnego i niestroniącego od erotyki zawdzięcza powieściom dla dorosłych, między innymi "Raz w roku w Skiroławkach" oraz powieści historycznej "Dagome iudex". Był przekonany, że za tę drugą otrzyma nagrodę Nobla.

Skandalista od Pana Samochodzika nie był szczęśliwy

Nie był nigdy człowiekiem do końca spełnionym i szczęśliwym. Zresztą w jednym z wywiadów ktoś zapytał go, czy jest szczęśliwy. Odpowiedział, że bywa - mówi w rozmowie z dziennik.pl Jarosław Molenda, autor książki "Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika".

Reklama

Okazuje się, że pisarz sam o sobie mówił, że jest ortodoksyjnym komunistą. Nie ma co go oceniać przez okulary XXI wieku, bo w tamtych czasach wiele osób wierzyło w równość społeczną, to, że ten socjalizm to coś naprawdę fajnego. Nienacki poza tym, że w to wierzył, miał też plecy. Był dzieckiem szczęścia - opowiada Molenda.

Zbigniew Nienacki nabroił w Moskwie. Wdał się w romans

Zbigniew Nienacki uważał, że skoro jest znanym i poczytnym pisarzem, to więcej mu wolno. Tak też było podczas jego wizyty w Moskwie. Nieźle tam nabroił i wdał się w romans z pracownicą włoskiej ambasady.

Wrócił do Warszawy. Miał przechlapane, nie chcieli go drukować, ale przyszła odwilż, a Nienacki postawił na Gomułkę i tym wygrał. Przecierpiał te kilka lat odsunięcia na boczny tor, a gdy dla innych nastały cięższe chwile, on był już dobrze zakotwiczony - wspomina Molenda.

Zbigniew Nienacki szkalował AK-owców. Współpracował z SB

Reklama

Autor "Pana Samochodzika" jako dziennikarz partyjny sprawdził się. Pisał teksty z tezą i takie, jakich oczekiwali od niego zwierzchnicy. Szkalował AK-owców, bezpartyjnych na prowincjach. Pisał tak, że w pięty szło tym, którym miało iść. Władza to doceniała, a on korzystał z tego garściami - opowiada o Nienackim autor jego biografii.

Nienacki zaczął współpracę ze służbami i był kontaktem operacyjnym SB pod pseudonimem "Samotnik", a potem jako "Eremita". W IPN miał założone dwie teczki, ale jak głosi wersja oficjalna, zostały one zniszczone lub spoczywają w jakiejś szafie lub sejfie. Trudno uwierzyć, że ktoś chciałby się pozbywać cennych materiałów - mówi Molenda.

Zbigniew Nienacki wlepiał mandaty. Chciał "ustawiać" miejscowych milicjantów

Ostatnie lata swojego życia spędził w Jerzwałdzie. Mieszkańcom mocno dał się we znaki. Lubił wyjść na drogę i na skraju lasu w przedświątecznym okresie polować na ludzi, którzy wycinali choinki z lasu. Często też stał na drodze, machał lizakiem i wlepiał mandaty za nieprzepisową jazdę, bo miał papiery inspektora drogowego albo zaczajał się na kłusowników. Słowem, był z niego kawał sukinkota - stwierdza Molenda.

Dodaje, że nic dziwnego, że Zbigniew Nienacki musiał wstawić kraty w oknach, chodzić z bronią, bo ludzie zaczęli mu się za te jego "prawilne działalności" rewanżować.

A to mu zniknęła łódź, a to coś mu poprzecinano. Trwała między nim a resztą Jerzwałdu taka cicha wojna. Nie widział w nich swoich towarzyszy, on swoich chciał widzieć wśród towarzyszy partyjnych. Taką miał naturę. Chciał "ustawiać" miejscowych milicjantów, ale ci się nie dali, po czym w ramach rewanżu przyjrzeli się bliżej finansom literata, sporo znajdując… - mówi Molenda.