"Jeśli ktoś myśli, że to historia o szczęśliwej miłości, ten się myli. Historia Jacka i Gajki Kuroniów jest wyjątkowo smutna. Pełna cierpienia, rozłąki i tęsknoty. Więcej w niej czekania niż wspólnego bycia. A mimo to nikt, kto ich choć raz razem widział, nie ma wątpliwości, że łączyło ich coś nieprzeciętnego. Że Jacek kochał Gajkę wyjątkowo. Że była ona największą miłością jego życia. A on był miłością i życiem Gajki" - tak o legendarnej miłości tej pary pisze w książce "Gajka i Jacek Kuroniowie" Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin.

Zaczęło się latem

Grażyna Borucka-Kuroń, nazywana przez męża Gają lub Gajką zmarła 43 lat temu, 23 listopada 1982 r. Była wielką miłością Jacka Kuronia. Poznali się w 1955 roku na kolonii letniej, organizowanej przez tzw. walterowców - to była organizacja młodzieżowa, nazywana tak od pseudonimu patrona gen. Karola Świerczewskiego. Pobrali się cztery lata później, a w 1960 roku na świat przyszedł ich syn, Maciej. "Przy Gajce odkryłem, na czym polega miłość. Trzeba się stać takim, jakim ta druga osoba chce cię widzieć. Wiedziałem, że Gajka mnie sobie wymarzyła innego, lepszego. I z całej siły starałem się taki być. Kiedy po ślubie powiedziała, że się rozczarowała, bo za mało czytam, zaraz zwiększyłem liczbę czytanych książek. Uważała, że gdybyśmy musieli się wstydzić naszego życia - zabilibyśmy naszą miłość" - wspominał żonę Jacek Kuroń.

Reklama

Żona dysydenta

Reklama

Grażyna Kuroń chciała studiować fizykę, ale ostatecznie poszła na psychologię, którą ukończyła w 1964 roku. Chciała zostać na uczelni, ale była żoną dysydenta, pracowała więc w poradniach wychowawczych. Działała też cały czas w opozycji, u boku męża, Jacka Kuronia. Dom Kuroniów to był dom otwarty - spotykali się tam ich przyjaciele, znajomi, opozycjoniści, którzy byli w potrzebie. Przez 24 godziny na dobę można tam było przyjść, zjeść zupę, pogadać, przekazać informacje. We wspomnieniach tych, którzy Gaję Kuroń znali, jawi się jako osoba ciepła, opanowana, emanująca spokojem. Ona i jej ukochany byli jak ogień i woda - Grażyna poukładana i systematyczna, Jacek - wicher i energia.

Za co Gaja pokochała Jacka?

Za co Gajka kochała Jacka? "Na pierwszy rzut oka trudno odgadnąć. Był niechlujny. Po domu chodził w slipach, gości czasami krępowało, kiedy się rozsiadł w tych slipach w fotelu. Trzeba mu było przypominać, że ma się ubrać, zmienić skarpetki, nie mlaskać przy jedzeniu. Koszulę miał zawsze rozchełstaną. Spodnie rozepchane. Buty rozdeptane. Nigdy nie nosił garnituru. Łysiał. Zęby miał pożółkłe od mocnej herbaty. Nawet Kazimierz Brandys dziwił się w »Miesiącach«: »Co taki zachrypnięty buldożer robi z taką delikatną kobietą?«" - czytamy w "Gajce i Jacku Kuroniach".

Dom na jej barkach

Przyjaciele wspominali, że Jacek Kuroń bez Gajki był bezradny - ona organizowała mu świat. Prowadziła dom, zarabiała - Jacek Kuroń, opozycjonista, miał problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy. Dążył przecież do obalenia ustroju. Kłopoty zaczęły się od "Listu otwartego" do partii, który napisał Kuroń i Karol Modzelewskiego 18 marca 1965 r. W 1968 r. Kuroń brał udział w organizowaniu protestów przeciw zdjęciu "Dziadów", a następnie w w wiecu protestacyjnym przeciw relegowaniu z uczelni studentów Adama Michnika i Henryka Szlajfera, stając się w ten sposób "inspiratorem" wydarzeń marcowych. Od 1977 r. pracował w redakcji nielegalnego kwartalnika "Krytyka". Od 1978 r. był członkiem wywrotowego Towarzystwa Kursów Naukowych, 1977-1978 - wykładowcą Uniwersytetu Latającego. W lipcu i sierpniu 1980 r. współorganizator sieci informacji o ruchu strajkowym, od września 1980 r. doradca NSZZ "Solidarność", współautor strategii działania związku. Jacek Kuroń internowany został 13 grudnia 1981 r., gdy gen. Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny, a w 1982 r. był aresztowany pod zarzutem próby obalenia ustroju. Z 27 lat wspólnego życia, w sumie około 9 Jacek Kuroń spędził w więzieniu.

Pogrzeb ojca Jacka Kuronia Warszawa 22.09.1982, Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Pogrzeb Henryka Kuronia, ojca Jacka. Na zdjęciu Maciej Kuroń, syn Jacka (C), Grażyna Kuroń oraz żona Jacka - Grażyna Kuroń / PAP Archiwalny / Jan Morek

Choroba Gajki Kuroń

Po ogłoszeniu stanu wojennego także Gaja Kuroń została aresztowana. Zamknęli ją 15 grudnia 1981 r., dwa dni po tym jak internowani zostali Jacek i jej syn Maciek. Była już wtedy chora. Męczyły ją krwotoki. W internacie wszystko wróciło. Na wiosnę 1982 r. została zwolniona ze względu na stan zdrowia. Poszła na badania do szpitala ginekologicznego na Solcu w Warszawie, gdzie stwierdzili, że krwawi z powodu mięśniaka i zalecili niezwłocznie go usunąć. "Jednak w naszym gronie był taki nawyk, żeby wszystkie poważniejsze diagnozy konsultować z »lecznicą antyrządową«, jak mówiła Halina Mikołajska, znana aktorka opozycjonistka, czyli u Marka Edelmana w Łodzi - opowiadała w "Gajce i Jacku Kuroniach" Paula Sawicka. Marek Edelman kazał zrobić Gajce Kuroń rentgen płuc. "Kiedy Edelman zobaczył rentgen płuc Gajki, zamarł, bo przeraził się tym, co zobaczył. Z płuc prawie nic nie zostało. Wiedział, że to koniec. Zatrzymał ją w szpitalu, nie pozwolił wrócić do Warszawy nawet po walizkę" - napisała Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin. Okazało się, że płuca Gajki Kuroń pożera bakteria Klebsiella. Marek Edelman nie powiedział Gajce i je rodzinie, jak poważna jest sytuacja. "Można mieć do niego żal, że utrzymując prawdę w tajemnicy, nie dał niektórym bliskim możliwości pożegnania się z Gają. Jej nie dał możliwości pożegnania się z życiem. Tak się nie robi. Jednak z drugiej strony trzeba go zrozumieć. Chciał jak najlepiej. A jego doświadczenia wyniesione z wojny, z getta, doświadczenia śmierci i walki w getcie umocniły w nim przekonanie, że ludzie muszą mieć nadzieję do końca. Że nie ma nic gorszego niż umieranie bez nadziei. Dlatego wybrał taką drogę" - powiedziała Anna Borucka w książce Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin.

"Jeżeli trzeba ratować Gajkę, zrobię wszystko"

Gen. Czesław Kiszczak złożył Kuroniowi propozycję: zasugerował Jackowi, że gdyby chcieli z żoną jechać za granicę na leczenie, on im to ułatwi. Z góry było wiadomo, że paszporty będą w jedną stronę. Jacek Kuroń generałowi Kiszczakowi odpisał bez wahania: "Jeżeli trzeba ratować Gajkę, zrobię wszystko". Gajka zapytała Edelmana, czy za granicą ją uratują. Odpowiedział, że u niego w szpitalu ma świetne warunki, ale jest we Włoszech klinika, gdzie specjalizują się w leczeniu jej choroby. "Mój kochany wariacie, plany podróży nie podobają mi się wcale. Zmiana klimatu zresztą niewskazana. W Kruczym Borku będzie akurat" - napisała do Jacka Kuronia.

Ostatnie chwile i szaleństwo rozpaczy

Władze pozwoliły zobaczyć się Jackowi Kuroniowi i Maciejowi Kuroniowi z Gajką Kuroń. Nie wiedzieli, że to jej ostatnie chwile. "Zamachałem do niego, ale mój syn mnie nie widział. Płakał. A mnie, kiedy to zrozumiałem, świat zaczął się rozsypywać, rozlatywał się porządek rzeczy. (...) Z gabinetu wypadł Marek i wciągnął mnie do środka. Powiedział: - Jacek... zaraz ci coś powiem. Wiedziałem, co musi mi powiedzieć. Przyjąłem z jego ręki butelkę whisky, odkręciłem i wypiłem duży łyk. - Ona umrze, Jacek..." - wspominał Jacek Kuroń. Grażyna Kuroń umarła 23 listopada 1982 r. Jacek Kuroń po śmierci żony szalał z rozpaczy, nie potrafił się pogodzić z tym, że jej już nie ma. Pił na potęgę, palił jeszcze więcej, niż zazwyczaj. Jacek Kuroń żył po śmierci Gajki jeszcze dwadzieścia dwa lata. Ożenił się po raz drugi. "Zawsze myślałem, że człowiek może zbudować w życiu tylko jedną miłość. A potem Gaja umarła i długo byłem sam. Teraz już nie jestem sam i zadaję sobie pytanie, czy zdradzam moją pierwszą miłość. Czy zdradzam drugą?" - napisał w książce "Spoko! Czyli kwadratura koła".