Tak właśnie na mokro rozpoczął się dla wielu z nas świąteczny poniedziałek. Dzień przyniósł także inne wydarzenia - mówi prezenter "Dziennika Telewizyjnego" wyemitowanego 27 marca 1989 roku.

Zanim z jego ust padną te słowa, pokazane są w materiale kadry, na których widać oblewających spacerowiczów i siebie nawzajem młodych ludzi z wiadrami i miednicami wypełnionymi wodą.

Trwa ładowanie wpisu

Lany Poniedziałek w PRL. Bitwa na miednice i wiadra

Bywało, że tuż po przekroczeniu progu klatki schodowej jakiś chłystek wylał na kogoś wiadro zimnej wody. Wielkanoc zwłaszcza ta, która wypadała w marcu, nie zawsze była ciepła. Temperatury były niskie, czasem padał deszcz ze śniegiem- wspomina pani Izabela z Krakowa. Dodaje, że sama doświadczyła tej nie do końca przemyślanej przez małoletnich sąsiadów tradycji.

Reklama

Pamiętam, że skończyło się rozmową z rodzicami i szlabanem dla delikwentów na oglądanie telewizji przez tydzień. Byli mocno niepocieszeni, ale przeprosili i więcej mnie nie tknęli - opowiada pani Iza.

Osiedlowe bitwy na wiadra i miednice w Lany Poniedziałek w czasach PRL były już tradycją. Pół biedy, jeśli do walki stawali tylko zainteresowani, gorzej jeśli dostało się przypadkowemu przechodniowi.

Wiadro zimnej wody, które lądowało na eleganckim płaszczu czy garsonce, ubraniach, które wówczas zdobywało się czasem cudem było zmorą tej "tradycji". Kiepskie było również to, że niektórzy chuligani bezmyślnie oblewali starsze osoby. Wiadomo było, że taki senior nie dogoni łobuza i nie wytarga za uszy - wspomina pan Stanisław, który mieszkał wówczas na warszawskiej Pradze.

Reklama

Lany Poniedziałek w PRL. Wzmacniano patrole

Tradycja Lanego Poniedziałku w tej chuligańskiej wersji przetrwała do połowy lat 90. Mieszkańcy czasem właśnie z tego powodu rezygnowali z wyjścia na spacer albo na mszę a dziennikarze wciąż mieli, o czym informować w programach informacyjnych. Tego dnia, jak mówił autor jednego z materiałów, zrealizowanych w Kaliszu, wyjaśnia, że "policja nauczona doświadczeniem poprzednich lat wzmacniała patrole".

W Lany Poniedziałek w czasach PRL obrywali często przypadkowi przechodnie. / PAP / Sławomir Wojno

Lany Poniedziałek w PRL. "Lanie wodą przerodziło się w lanie po głowach"

Nie na wiele się to jednak zdało, bo młodzież dosyć skutecznie bawiła się z policjantami w kotka i myszkę. Tam, gdzie pojawiał się radiowóz, wielkie, czasem niemal stuosobowe grupy wyrostków, momentalnie znikały. Co najważniejsze nie ucierpieli na szczęście ludzie starzy. Nie wszystkim wystarczyło dobrego humoru i wyrozumiałości, zdarzały się przypadki, w których lanie wodą przerodziło się w lanie po głowach. Obyło się bez policyjnej pałki - mówił reporter.

W materiale pokazano, jak rozsierdzony przechodzień, rzeczywiście nie szczędzi razów jednemu z oblewających go wodą. Może celnie wymierzone razy skłonią młodzież do refleksji, gdzie kończy się zwyczaj a zaczyna zwyczajne chamstwo - podsumował reporter.

Trwa ładowanie wpisu

Oblewających w Śmigus Dyngus można było również spotkać na lokalnych drogach. Ustawiali się często po dwóch stronach jezdni lub przy przejściach dla pieszych i "atakowali" stojące na czerwonym świetle auta.

Skąd się wziął Lany Poniedziałek, czyli Śmigus Dyngus?

Śmigus Dyngus zwany inaczej Lanym Poniedziałkiem miał miejsce w drugi dzień świąt wielkanocnych. Wywodził się z tradycji słowiańskiej. Początkowo polegał on nie tylko na oblewaniu się wodą, ale okładaniu witkami wierzby. Chodzono po domach i zbierano podarki, głównie w postaci jajek.

Dawali je ci, którzy chcieli się od śmigusa wykupić. Wodą polewano głównie panny. Ta, która nie została oblana wodą miała szybko nie wyjść za mąż. W domu rodziny, którą śmigus odwiedził miało panować szczęście, radość i dostatek.