Samolot Boeinga 767 leciał do Warszawy z Newark w stanie New Jersey w USA. Podczas startu, w trakcie chowania podwozia i klap, doszło do awarii centralnej instalacji hydraulicznej. Podjęto jednak, po konsultacjach, decyzję o dalszym locie, ponieważ podwozie można wysunąć dzięki instalacji awaryjnej. Samolot pilotował kapitan Tadeusz Wrona, wtedy 57-letni pilot z bogatym doświadczeniem. Załoga Boeinga 767 to było - oprócz dwóch pilotów - z 8-osobowy personelu pokładowy. Na pokładzie było 221 pasażerów.
Dramat na Okęciu
Kłopoty zaczęły się, gdy samolot szykował się do lądowania na lotnisku na Okęciu w Warszawie. Awaryjny system wypuszczania podwozia nie zadziałał. Po serii nieskutecznych prób wypuszczenia podwozia, z powodu małej ilości paliwa, postanowiono posadzić maszynę na pasie lotniska bez podwozia. Był to ekstremalnie trudny manewr. Personel pokładowy otrzymał od kapitana polecenie przygotowania kabiny i pasażerów do lądowania awaryjnego. Jak czytamy w raporcie PKBWL, "w trakcie przygotowania pasażerowie byli spokojni, wykonywali polecenia załogi, nie było paniki".
Piana na pasie lotniska i czterysta osób w pogotowiu
Przed lądowaniem straż pożarna rozłożyła pianę gaśniczą na drodze startowej na odcinku około 3 tys. m. Na samolot czekały też karetki pogotowia. W akcji ratowniczo-gaśniczej brało ponad czterysta osób. Zaangażowano siły i środki Lotniskowej Służby Ratowniczo-Gaśniczej, Wojskowej Straży Pożarnej i Zespoły Ratownictwa Medycznego znajdujące się na Okęciu, ponad 20 zastępów Państwowej Straży Pożarnej z KM PSP Warszawa, 33 karetki WSPRiTS oraz policję, straż graniczną, służbę ochrony lotniska i służby lotniskowe.
Bezpieczne lądowanie
Kapitan Tadeusz Wrona bezpiecznie posadził Boeinga 767 na pasie lotniska. Podczas przemieszczania się samolotu po drodze startowej z prawego silnika wydobywały się iskry, które doprowadziły do pożaru silnika. Dzięki rozłożonej pianie gaśniczej były jednak zgaszone. Ewakuacja pasażerów przebiegła sprawnie, nikomu nic się nie stało, pożar silnika został ugaszony. Tuż po sensacyjnym awaryjnym lądowaniu kapitana Tadeusza Wronę okrzyknięto bohaterem. Ówczesny prezydent RP Bronisław Komorowski odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Sprawa stała się głośna na całym świecie. Wszyscy byli pełni podziwu dla lotniczego kunsztu i opanowania pilota. Zyskał przydomek "Anioł z Okęcia".
"Maksymalna koncentracja"
"Maksymalna koncentracja, ale tego momentu nie pamiętam. To nie było tak, że lecimy, lecimy i nagle buch o ziemię. Musiałem wymierzyć precyzyjnie, żeby samolot bez przechyłów dotknął pasa startowego. Gdyby wystąpiły podmuchy wiatru, to mogło nas z tego pasa po prostu zwiać. Ale warunki pogodowe były dobre. Dostaliśmy więc ten łut szczęścia, który nam pomógł wylądować" - mówił Tadeusz Wrona w rozmowie z magazynem "Viva!".