- Magda nie odebrała telefonu
- Rodzice znaleźli Magdę
- Łódź w szoku
- Napad rabunkowy?
- Zabójstwo z miłości?
Rodzina Sobczaków była znana w Łodzi. Mieszkali w kamienicy przy ul. Piotrkowskiej. Stanisław Sobczak miał zakład cukierniczy przy ul. Gdańskie. Sobczakowie mieli dwie córki - starsza Dorota pracowała w urzędzie, a Magda chodziła do liceum. Maria Sobczakowa zajmowała się domem. Wielkanoc 1962 roku Sobczakowie spędzili w Warszawie. W niedzielę wielkanocną zjedli z Magdą śniadanie i pojechali. Dziewczyna została, bo we wtorek rano, tuż po świętach, miała jechać na harcerską wycieczkę.
Magda nie odebrała telefonu
Jeszcze w świąteczny poniedziałek Magda żyła. Rozmawiała przez telefon ze swoją przyjaciółką ze szkoły, Anią. Umawiały się na wycieczkę z hufcem. We wtorek, 24 kwietnia Ania o siódmej rano dzwoniła do Magdy. Chciała jej przypomnieć, żeby wzięła aparat fotograficzny. Magda nie odbierała. Nikt też nie otwierał drzwi mieszkania, gdy Ania tam poszła. Dziewczyna była pewna, że Magda pojechała wcześniej.
Rodzice znaleźli Magdę
Wieczorem do Łodzi wrócili Sobczakowie. Weszli do mieszkania. Światło było zapalone, na podłodze leżał rozbity wazon i przewrócone krzesło. W dużym pokoju znaleźli zwłoki Magdy. Na twarzy dziewczyna miała poduszkę, a w jej pierś był wbity nóż. Rodzice Magdy wezwali policję. Potem okazało się, że dziewczyna nie żyła od dobrych kilku godzin.
Łódź w szoku
Wieść o zabójstwie szybko rozniosła się w mieście. Łodzianie byli w szoku. Rodzina Sobczaków była znana, plotkowano o nich, bo byli bogaci, mieli duże mieszkanie, samochód i prywatny biznes. Po wojnie przenieśli się do Łodzi z Warszawy. Magda była skromną dziewczyną, pilnie się uczyła, jako pierwsze z rodziny chciała iść na studia.
Na miejscu zbrodni milicyjni śledczy znaleźli kilkadziesiąt odcisków palców. Większość z nich należała do domowników, reszta - do gości, którzy przyszli na niedzielne, świąteczne śniadanie do Sobczaków.
Napad rabunkowy?
Lekarz stwierdzający zgon wykluczył morderstwo na tle seksualnym. Uznał też, że zabójca bardzo precyzyjnie zadał trzy ciosy nożem.
Śledczy przypuszczali, że morderstwo miało motyw rabunkowy. Rodzina była zamożna. Z mieszkania nic jednak nie zginęło - ani gotówka, ani biżuteria, ani drogie futra. Być może włamywacz szukał złotych monet. Ostatecznie odrzucono motyw rabunkowy.
Zabójstwo z miłości?
Sąsiedzi Sobczaków zeznali, że widzieli na klatce kamienicy młodego mężczyzną. Podali nawet rysopis. Nie udało się jednak milicji ustalić jego tożsamości. Teoria o zabójstwie z powodu nieszczęśliwej miłości też została odrzucona przez milicję.
Nagroda za znalezienie mordercy
Rok po morderstwie, w maju 1963 r. Stanisław Sobczak wyznaczył nagrodę za wskazanie zabójcy córki. Chciał na to przeznaczyć 250 tys. zł. I to na nic się nie zdało. 6 listopada 1963 r. milicja umorzyła śledztwo w sprawie zabójstwa Magdaleny Sobczak. Nic nie dało długie dochodzenia i przesłuchania setek świadków.
Kolejny, fałszywy trop
W 1973 r. łódzka policja zatrzymała członków grupy włamywaczy, zwanej "grupą inżynierów". Jeden ze złodziei, Wojciech K. zeznał, że przed 10 laty dopuścił się włamania, w trakcie którego zabił nastoletnią dziewczynę. Wojciech K. plątał się w zeznaniach, dawał niejasne wskazówki śledczym. Uznano, że konfabuluje. Sprawa śmierci Magdy Sobczak pozostaje nierozwiązana.