Zbigniew Wodecki zmarł 22 maja 2017 roku. Dla jego bliskich oraz fanów to była szokująca wiadomość. Piosenkarz zmarł w wyniku rozległego udaru mózgu. Lekarze walczyli o jego życie, ale nie udało się go uratować.
Z tego słynął Zbigniew Wodecki. Jednego słowa nigdy nie używał
Zbigniew Wodecki swoją karierę zaczął od towarzyszenia na scenie Markowi Grechucie oraz Ewie Demarczyk. Potem przyszedł czas na karierę solową. Polacy kojarzyli go m.in. z piosenką do popularnej dobranocki "Pszczółka Maja", ale również takimi hitami jak "Chałupy, welcome to", "Zacznij od Bacha" czy "Lubię wracać tam gdzie byłem". Wodecki nie tylko śpiewał, ale grał też na skrzypcach i trąbce. Woził je w swojej słynnej walizce wraz z pastą do zębów i szczoteczką.
Nie lubił i nie używał słowa "koncert". Mówił zawsze, że "po prostu śpiewa i gra, a koncertował to Paderewski". Piosenkarz słynął z tego, że miał ogromne poczucie humoru oraz dystans. Potrafił śmiać się z samego siebie. Żartował, że urlop ma tylko wtedy, gdy stoi w korku a "dzień bez autografu, to dzień stracony".
Zbigniew Wodecki zrobił to tylko raz w życiu. Potem żałował
Jego znakiem rozpoznawczym poza głosem, była również bujna fryzura. Kiedy pytano go, jaka jest tajemnica jego włosów, odpowiadał, że po prostu je myje a czasem też podcina. Tylko raz żałował, że zmienił fryzurę. Krystyna Sienkiewicz namówiła go, by zrobił sobie pasemka. Nikt go w nowej fryzurze nie poznał a on przez dwa tygodnie chodził w kapturze.
To właśnie wtedy podjął decyzję, że swojej fryzury już nigdy nie zmieni. Wyjaśnił to w charakterystyczny dla siebie żartobliwy sposób. Mnie się to zwyczajnie nie opłaca, a na ponowne zrobienie kariery jest już niestety trochę za późno… - stwierdził.