- Pluszowe misie i lalki
- Zestawy klocków
- Resoraki i samochodziki na sznurek
- Egzotyczne pomarańcze
- Rowerek Wigry
Pluszowe misie i lalki
Każda dziewczynka marzyła o własnej lalce. Czasem prostej, plastikowej, niezbyt proporcjonalnej, ale zawsze wyjątkowej, bo jej. Niektóre lalki miały zamykające się oczy. Mechanizm był nieskomplikowany, ale robił wielkie wrażenie. Lalka przechylona na bok „zasypiała”. W PRL to była technologiczna rewolucja.
Chłopcy najczęściej znajdowali pod choinką pluszowe misie. Szyte ręcznie, sztywne, z oczkami z guzików. W wielu domach misie powstawały z materiałów odzyskanych z płaszczy, koców albo pozostałości po szwalniach. Dlatego często miały różne kolory łap lub nietypowy kształt głowy. Taki misiek był absolutnie wyjątkowy, choć często nie były idealny. Jego urok tkwił w tym, że były jedyne w swoim rodzaju. Dla wielu dzieci to właśnie miś był pierwszym „towarzyszem” dzieciństwa.
Zestawy klocków
W PRL oryginalne LEGO pojawiały się głównie w Pewexach, za to w większości domów rządziły polskie klocki. COBI, Brick czy inne wersje, które może nie były idealnie dopasowane, ale dawały nieograniczone możliwości budowania. Domy, pojazdy, mosty i całe miasteczka powstawały na dywanach budowane przez długie zimowe popołudnia. To była kreatywność w najczystszej postaci. I choć polskie klocki nie miały idealnego systemu łączeń jak LEGO, to właśnie dzięki nim dzieci uczyły się kreatywności. W latach 80. brakowało instrukcji, więc budowało się „co tylko przyszło do głowy”.
Resoraki i samochodziki na sznurek
Metalowe resoraki z kiosku Ruchu były prawdziwym rarytasem. Solidne, zaskakująco dobrze odwzorowane. Resoraki z kiosku Ruchu były cięższe niż współczesne. Wykonywano je z metalu, a nie plastiku, dlatego wiele z nich przetrwało do dziś. Były zaskakująco dokładnie wykonane, mimo że produkcja nie dysponowała zachodnimi technologiami. Każdy chłopiec marzył o kolekcji modeli, które można było ścigać, wymieniać i porównywać.
Czasem pod choinką czekała też zabawka większego kalibru. Samochód na sznurek, który ciągnęło się po całym domu, udając, że jest prawdziwy. Samochodzik miał plastikowy uchwyt w kształcie kierownicy na końcu sznurka. Poruszając tym uchwytem można było ustawić kierunek jazdy. Koła przednie skręcały w prawo lub w lewo. To był bardzo prosty mechanizm sterowania, który dawał dzieciom poczucie, że prowadzą auto. Najczęściej spotykało się polonezy na sznurek syrenki, jelcze i stary z naczepą, a także samochody straży pożarnej, karetki i radiowozy milicji.
Egzotyczne pomarańcze
Dziś to zwykły owoc, w PRL symbol świątecznego luksusu. Jeżeli dziecko znajdowało pod choinką pomarańczę, czuło się wyjątkowo. Jej aromat był znakiem, że święta naprawdę przyszły. Zapach pomarańczy potrafił wypełnić cały dom i stał się jednym z najbardziej charakterystycznych wspomnień z tamtego okresu.
W PRL-u pomarańcze naprawdę pojawiały się tylko na święta. W latach 70. i 80. sprowadzano je sezonowo, a ich sprzedaż zaczynała się tuż przed Bożym Narodzeniem. Dlatego zapach pomarańczy stał się symbolem świąt. Najczęściej dostawało się jedną pomarańczę na osobę.
Rowerek Wigry
Rowerek Wigry nie był zwykłym prezentem, to był luksus, ale czasami pojawiał się pod choinką, choć częściej z okazji komunii świętej. Aby zdobyć rowerek Wigry na święta trzeba było mieć ogromne szczęście lub dobre „znajomości w sklepie”. Często czekało się w kolejce jeszcze przed świtem. Gdy już udało się go kupić, pakowano go w papier pakowy, najczęściej ze sklepu mięsnego.
Rowerek Wigry był marzeniem, o którym opowiadało się kolegom z podwórka. Solidny, niepowtarzalny. Dziecko, które dostało Wigry, automatycznie zyskiwało status „przywódcy”. To prezent, który dawał poczucie wolności i zostawał w pamięci na całe życie. Do dziś wielu wspomina pierwszą przejażdżkę tak wyraźnie, jakby była wczoraj.
Kolejki elektryczne
To była magia w czystej postaci. Malutkie lampki, srebrne tory, wagoniki sunące z cichym warkotem. Kolejki elektryczne potrafiły przyciągnąć wzrok jak nic innego. Nie tylko dzieci, lecz także dorośli siadali razem i budowali coraz bardziej skomplikowane trasy. To prezent, który łączył pokolenia i wypełniał świąteczne wieczory godzinami wspólnej zabawy.
I choć transformator potrafił się przegrzewać, tory lekko odginać, a wagonik czasem stawał w miejscu, nikomu to nie przeszkadzało. W wielu domach tata, dziadek i dziecko bawili się jak równi sobie, a naprawa kolejki bywała częścią świątecznej tradycji.
Gry planszowe
To one były sercem świątecznych wieczorów. Chińczyk, Grzybobranie, domino albo warcaby. Proste zasady, wielkie emocje i śmiech rozbrzmiewający z całego pokoju. W czasach, gdy elektronika nie zajmowała jeszcze dziecięcych głów, planszówki stały się najważniejszym prezentem. To właśnie one gościły pod choinką co roku i to przy nich święta nabierały prawdziwego, rodzinnego charakteru. W wielu domach obowiązywała zasada: „najpierw kolacja, potem planszówka”. Chyba warto do tego wrócić.