Krzysztof Krawczyk był jedną z gwiazd polskiej sceny muzycznej. Jego przeboje takie jak "Parostatek", "To co dał nam świat" czy "Za Tobą pójdę jak na bal" znała i śpiewała cała Polska. Ten wielki artysta zmarł 5 kwietnia 2021 roku.
Krzysztof Krawczyk zmarł 4 lata temu
Jego śmierć była ciosem nie tylko dla fanów, ale także jego ukochanej żony Ewy Krawczyk. Piosenkarz trafił do szpitala, bo zaraził się koronawirusem. Gdy opuścił klinikę, czuł się lepiej, ale jego stan nagle się pogorszył. Zmarł w wieku 74 lat.
W rozmowie z "Faktem" Ewa Krawczyk nie ukrywała, że zarówno dla niej, jak i Krzysztofa Wielkanoc była bardzo ważnym świętem. Obydwoje byli praktykującymi katolikami. Krzysiu bardzo kochał Wielkanoc, to były dla niego najważniejsze święta i choć kochał też Boże Narodzenie, Wielkanoc traktował bardzo osobiście. Szanował i bardzo przeżywał Triduum Paschalne. Wciągnął w to również mnie. Ja już sobie nie wyobrażam tego czasu bez spowiedzi, przyjęcia komunii świętej. On bardzo przeżywał ten czas i to zostało we mnie - wyznała Ewa Krawczyk.
Krzysztof Krawczyk uwielbiał Wielkanoc. Musiał mieć "wszystkie potrawy świata"
Święta były dla niej i jej męża okazją do celebracji i świętowania. Lubili spędzać je przy suto zastawionym stole. Potrawy świąteczne przygotowywała właśnie pani Ewa. Okazuje się, że Krawczyk musiał mieć "wszystkie potrawy świata".
Była kiełbaska gotowana, kiełbaska pieczona w cebulce, jajka na tysiące sposobów. To było urocze szaleństwo, gwar i śmiech. Czyli klasyczne rodzinne święta przy suto zastawionym stole, a mąż był dumny, bo lubił, jak gotowałam. (...) Wszystko lubił, no ale przede wszystkim ta kiełbaska zasmażona z cebulą i żurek. Co do jajek to sama jestem pod wrażeniem, ile ja zawsze tego wymyślałam. Nawet jak nie było internetu, to szukałam pomysłów, pytałam koleżanki, grzebałam w starych przepisach. Były w skorupkach, faszerowane czym się dało - wspomina Ewa Krawczyk.
Ewa Krawczyk o Wielkanocy po śmierci męża. "Najgorsze dla mnie święta"
Po śmierci Krzysztofa Krawczyka, jej podejście do świąt mocno się zmieniło. Wyznała, że to dla niej smutny czas.
Święconkę robię, by tradycji stało się zadość, ale ona daje mi też siłę. Powtórzę jednak, że to będą smutne dla mnie święta i podejrzewam, że płaczliwe, bo ja jestem wrażliwiec i jak mi się przypomni, jak było, to od razu łzy płyną. Ale pomodlę się za Krzysia, rodziców, Andrzejka. Uff, to są najgorsze dla mnie święta - powiedziała wdowa po Krawczyku.
Spędzi je jednak tak, jakby chciał tego jej mąż. W domu, z przyjaciółkami. W pierwszy dzień świąt będę gościła moją i Krzysia przyjaciółkę od 25 lat, panią doktor Jolantę Turoń. Będzie też z nami Ola, to fanka Krzysia, którą poznałam cztery lata temu na jego grobie. Na drugi dzień o 9 rano jest msza za Krzysia, koleżanki się rozjadą, a ja potem będę z rodziną - mówi Ewa Krawczyk.
Nie mam już serca do świąt, nie chce mi się robić i nie mam chęci. Robię, bo czuję, że muszę, ale jest tylko to potrzebne minimum. Najchętniej uciekłabym z domu, ale nie mogę, bo tu jest Krzysztof i to z nim muszę spędzić święta - stwierdziła.